środa, 26 września 2007

Pożegnanie z Tajlandią!

A oto kawał porządnej lektury na zakończenie tajskiego etapu wyprawy:

Nadszedł czas na podsumowanie mojego 60-dniowego pobytu w Tajlandii. Muszę przyznać, że jest to jak dotąd najdłuższy wyjazd mojego życia, podczas którego mogłem się wiele nauczyć i poszerzyć swoją wiedzę z zakresu Muay Thai i innych sztuk walki, co było zresztą wspaniałą niespodzianką. Nigdy bym nie przypuszczał, że w Tajlandii będę miał okazję trenować Jeet Kune Do – Bruce’a Lee z Matthew Teasdale oraz Filipińskie Sztuki Walki.
Do tego doszło jeszcze MMA i BJJ z Fabiano Schernerem. Obaj panowie to fachowcy z najwyższej półki. Dzięki treningom z nimi mogłem popracować nad swoją techniką i dowiedzieć się o ważnych elementach i szczegółach związanych z w/w sztukami walki. Poza zdobytą wiedzą i umiejętnościami najbardziej cieszy, a wiem to już na pewno i mogę to stanowczo stwierdzić, że to nie koniec naszej współpracy. Zostałem zaproszony do Wielkiej Brytanii na kolejne szkolenia z Mattem, który wyraził zgodę i wielką ochotę na przyjazd do Polski razem ze swoim nauczycielem Ronem Balickim, który jest zarazem synem i prawą ręką Dana Inosanto. Było to także doskonałe przygotowanie do tego, co czeka mnie w Stanach Zjednoczonych.
Fabiano jest również zainteresowany przyjazdem do naszej szkoły, a ja z kolei mam otwartą drogę do szlifowania swojej wiedzy z zakresu walki w parterze podczas następnego wyjazdu, do którego mocno wierzę, że dojdzie. Wówczas treningi z Fabiano będę odbywał bardziej regularnie pod jego wyłącznym okiem. Trzeba przyznać, że jest to niesamowicie motywujące i daje wielkie widoki na przyszłość.

Kilkadziesiąt treningów Muay Thai, które mam za sobą, pozwoli mi na pewno jeszcze lepiej przekazać wiedzę podczas prowadzenia zajęć oraz kontynuować własne treningi pod kątem przygotowań do zawodów, jak i w przyszłości do powrotu do Tajlandii, aby mógł tam startować w zawodach, między innymi o pas mistrzowski WMC. Instruktorzy, z którymi miałem okazję tu trenować, to wspaniali ludzie. Poza sympatią i dobrym usposobieniem są naprawdę świetnymi fachowcami.
Prowadzone przez nich treningi stały na wysokim poziomie. Pozwoliły mi poprawić wydolność organizmu, zwiększyć siłę, dynamikę i szybkość oraz udoskonalić technikę. Prywatne zajęcia dały mi jeszcze większą możliwość przyswojenia wiedzy i umożliwiły bliższe poznanie instruktorów.
Treningi były ciężkie, a instruktorzy wymagający. Stoczyłem wiele walk sparingowych z ludźmi z całego świata, waga spadła mi o 10 kilogramów, a kondycja bardzo mocno się poprawiła. Siniaki i różnego rodzaju urazy były u mnie na porządku dziennym. Trzeba przyznać, że moje ciało czasami było bardzo mocno obciążane. Ostatnie dwa tygodnie były najcięższe ponieważ trenowałem w dwóch miejscach naraz i treningów było sporo, na dodatek bardzo trudnych. Nabawiłem się niestety dwóch poważnych kontuzji, dlatego też ostatnie 5-6 dni trenuję tyko prywatnie, czego też nie powinienem robić, ale tu inaczej nie można. Mam nadzieje, że po przyjeździe do Stanów po 2-3 dniach wszystko już będzie w porządku. Lecz bez względu na poniesiony trud i doznane kontuzje, wszystko to, co się zdobyło i czego się doświadczyło, jest po prostu nie do opisania. Z powrotem zabłysło we mnie oko tygrysa, jak to mówił Sylwester Stallone w filmie Rocky.

Jestem pewny, że mocne fundamenty, jakie zapewnił ten wyjazd, pozwolą mi mocno stąpać po ziemi jeśli chodzi o Muay Thai. Natomiast zakres technik, jaki został mi przekazany, pozwoli mi na spokojne doskonalenie siebie i moich uczniów w kraju, a mnie osobiście na przygotowanie się do kolejnego wyjazdu do Tajlandii. Otworzyła się też niesamowita możliwość dla uczniów mojej szkoły, którzy już niedługo będą mogli startować w zawodach regionalnych, krajowych i międzynarodowych z zakresu Muay Thai oraz Kickboxingu, ale o tym po powrocie. Kolejną niespodzianką także jest to, że najlepsi i najbardziej zaangażowani uczniowie mojej szkoły będą mogli liczyć na stypendia, a także będą mogli na następne szkolenie w Tajlandii pojechać ze mną. Wszystkie szczegóły będę podawał po moim powrocie, lecz jest, o co walczyć i zabiegać.

Bardzo ciężko jest podsumować mój pobyt w Tajlandii w kilkunastu zdaniach. Poznałem wielu wspaniałych ludzi, zobaczyłem fantastyczne miejsca oraz, co najważniejsze, otworzyłem sobie drzwi na nowe możliwości i kontakty, o których już teraz wiem, że na pewno zaowocują w Polsce.





Istotną, jeżeli nie najważniejszą sprawą jest to, że zrozumiałem, że trzeba walczyć o swoje marzenia, a kiedy się do tego ciężko pracuje to można wiele osiągnąć, choć czasami wymaga to poświęceń.

Chciałbym teraz w kilkunastu zdaniach podziękować osobom, które przyczyniły się do mojego wyjazdu i dalej ze mną trwają by wyprawa mogła dotrzeć do końca. W pierwszej kolejności bardzo dziękuje Fundacji Brandsa, bez pomocy której ten wyjazd nigdy by się nie udał. Bardzo się cieszę że powstają organizacje, które chcą wspierać osoby mające w życiu cele i które chcą się dzielić z innymi wiedzą i umiejętnościami. W szczególności dziękuję przedstawicielowi Fundacji, Panu Pawłowi Olszewskiemu, który swoją postawą i zaangażowaniem w wielu sprawach jak i sytuacjach bardzo mi pomógł.

Dziękuję także wszystkim sponsorom, którzy bardzo mnie wsparli i pomogli również fundacji w realizacji całego przedsięwzięcia. Wszystkie te firmy i osoby są wymienione na moim blogu. Mnie pozostaje z całego serca podziękować i prosić o dalszą pomoc, ponieważ przede mną teraz kraj wielkich możliwości, ale niestety o wiele droższy niż Tajlandia. Każda pomoc jest ważna i za każdą będę bardzo wdzięczny. Mówi się że pieniądze szczęścia nie dają, ale są bardzo potrzebne w realizacji pewnych celów i marzeń. Mam nadzieję ze znajdą się osoby, które będą chciały mi pomóc.
Dziękuje także wszystkim swoim uczniom, ich rodzicom oraz asystentom za pamięć, wsparcie i pomoc w kraju podczas mojej nieobecności. W szczególności pragnę podziękować wszystkim tym, którzy pamiętają i są ze mną w stałym kontakcie. Bardzo ważny jest dla mnie każdy komentarz umieszczony na blogu, pozdrowienia na GG, wysłany SMS, czy email. Cenię sobie bardzo wsparcie tych osób, które o tym pamiętają, tym bardziej, że nie wymaga to wiele wysiłku. Dodaje to sił, kiedy jest naprawdę ciężko. Tak samo gdy krzyknąłem do Łukasza "Polska!" kiedy toczył swój pojedynek. Dodało mu to otuchy i pozwoliło na jeszcze większą pracę. Może ja nie walczę na razie w zawodach, ale toczę także trudną walkę i każde wsparcie pomaga mi pokonywać kolejne etapy mojej wyprawy.

Dziękuję także moim najbliższym za wsparcie i pomoc w realizacji moich marzeń. Wiem ze odległość jest spora, ale sercem jestem zawsze z Wami.

Nie mogę zapomnieć też o wszystkich osobach, które pomogły mi tu na miejscu. Alexowi Dally, który zarządza obozem WMC, dziękuję za pomoc i przekazanie kilku niespodzianek dla mojej szkoły. Dziękuję instruktorom, których sympatię zdobyłem w zamian za zaangażowanie w moje prywatne treningi, szczególnie Pi Daeng, Nen, Luchin oraz Rungchai, a także Fabiano i Micky’emu za wspaniałe treningi MMA i BJJ. Dziękuję Mattowi za poświęcony prywatny czas na treningi z zakresu JKD i Filipino Kali. Dziękuję też wszystkim innym, wsparli mnie swoją pomocą tutaj na miejscu. Wspaniale jest poznawać i obcować z takimi ludźmi.

Czekają mnie teraz kolejne tygodnie treningów, nowych spotkań i możliwości. Będę miał okazję zrealizować jedno z moich największych marzeń. Trenować z jednym z najlepszych przyjaciół Bruce’a Lee, Danem Inosanto w jego Akademii. Zgłębiać tajniki i powiększać swoją wiedzę na temat JKD i Filipińskich Sztuk Walki, trenować z innymi ekspertami sztuk walki takimi jak Bas Ruten oraz być na grobie naszego mistrza Bruce’a Lee, gdzie będę mógł mu oddać hołd i podziękować, bo od niego się wszystko zaczęło, gdy po raz pierwszy zobaczyłem w telewizji "Wejście Smoka" i zapragnąłem być taki jak on. Będę w kraju, który daje wielkie możliwości i otwiera drzwi dla ludzi, którzy mają cele i do nich dążą. Mam nadzieję że wyniosę stamtąd jak najwięcej. Trzymajcie kciuki i życzcie powodzenia, aby kolejny etap podróży był tak owocny jak ten w przepięknej Tajlandii. Kolejny artykuł będzie już ze Stanów Zjednoczonych, dokąd mam nadzieje dotrzeć cały i zdrowy w poniedziałek 1 października. Jeszcze raz dziękuję i wszystkich pozdrawiam.
Czas goni nieubłaganie, wyprawa wkracza w kolejny etap. Przed Trenerem Kalifornia, nowe przygody i wyzwania. Mamy nadzieję, że wyprawa Trenera i jego blog dostarczają Wam tylu ciekawych wrażeń, ile nam przy jego redagowaniu. Jeśli tak, piszcie komentarze! Warto przy tym wspomnieć, że bloga czytało dotąd niemal pół tysiąca osób!

Komplet zdjęć z tego artykułu do obejrzenia tutaj.

poniedziałek, 24 września 2007

Polska i Muay Thai oraz inne niespodzianki

Ostatni tydzień pobytu Trenera w Tajlandii przynosi kolejne ciekawe wydarzenia. Oto najnowsze wieści od Trenera:

Będąc na kolejnej gali walk Muay Thai w Petch Buncha Stadium, kiedy siadałem już na swoim miejscu, usłyszałem nagle krzyk Fabiano, który palcem wskazując na ring krzyknął "Polska!". Miała się właśnie odbyć pierwsza walka, a w jednym z narożników - jak się okazało - stał nasz rodak, Łukasz Rambalski. Moje serce od razu zaczęło mocniej bić. Pojedynek składał się z trzech rund po trzy minuty. Łukasz walczył bardzo zaciekle, prezentując jednocześnie bardzo dobrą technikę. Wyprowadzał skuteczne i bardzo szybkie techniki bokserskie, dołączając do nich również kopnięcia. Sposób poruszania, zejścia i uniki powodowały, że rywal Polaka miał spore problemy. Jednak w po drugiej rundzie obaj byli już trochę zmęczeni. Wtedy nie wytrzymałem i w trakcie przerwy krzyknąłem "Polska!". Łukasz to usłyszał i jak sam później powiedział, dodało mu to sił. Trzecia runda była jego i walkę wygrał na punkty. Polska górą!
Emocje, jakie towarzyszyły tej i pozostałym walkom, były naprawdę wysokie. Po walce zamieniliśmy parę zdań, a na drugi dzień spotkaliśmy się w szkole SUPERPRO, gdzie trenuje Łukasz, a ja mam okazję poznawać i szlifować MMA i BJJ, o czym pisałem wcześniej.

Jak się okazało, Łukasz występuje razem z innymi zawodnikami w Reality Show o tajbokserach w terminie od 12 do 27 września 2007 (na tej samej zasadzie Sylwester Stallone robił program o boksie). Reality jest kręcone w Tajlandii w SUPERPRO SAMUI. Tam właśnie 22 zawodników z całego świata drogą eliminacji będzie walczyło o udział w finale, który odbędzie się w Amsterdam Arena w maju 2008 roku. Do wygrania (UWAGA!!!) 100 tysięcy dolarów! Ponadto program będzie emitowany w telewizji od stycznia 2008 na EuroSporcie. Szczegóły przybliżę, gdy wrócę. Tak więc po części miałem okazję brać w tym udział kibicując Łukaszowi, trenując w tym samym miejscu oraz poznając nowych, ciekawych ludzi. Wiele interesujących walk i ciekawostek wiąże się z tym programem, ale niestety nie można nic więcej powiedzieć ze względu na umowę, jaką podpisali zawodnicy. Wszystko zobaczycie w telewizji. Myślę, że z Łukaszem nawiąże się bardzo fajna współpraca i będziemy mieli okazję jeszcze razem potrenować. Są nawet takie plany, aby w przyszłości pojechać razem do Tajlandii i wspólnie przygotowywać się do kolejnych turniejów, a jeden drugiego będzie wspierał w narożniku.
Natomiast to nie oznacza końca sukcesów w Muay Thai. Mój serdeczny kolega z Rosji - Wolf, z którym miałem okazję tu trenować - po półrocznym pobycie na Samui w WMC, a także stoczeniu wcześniej wielu walk, zdobył tytuł Interkontynentalnego Mistrza Świata w federacji WMC. Gratulacje! O ten właśnie pas będę chciał w przyszłości powalczyć, oczywiście w mojej kategorii wagowej. Ciężką pracą, wytrwałością, a także z pomocą oddanych ludzi można osiągnąć wszystko, choć nieraz wymaga to ogromnego poświęcenia.
Niestety dla mnie to poświęcenie też miewa różny wymiar. Na ostatnim treningu MMA i BJJ odbyły się sparingi, a nawet można powiedzieć, że regularne walki, oczywiście w klatce. Ponieważ jestem wysoki i pasuję najbardziej do kategorii wagowej Fabiano i Johny'ego, z nimi właśnie odbyłem kilka walk sparingowych. Wyglądało to tak, że najpierw walczyłem z Fabiano, a następnie przechodziłem szybko do Johny'ego, po drodze jeszcze zahaczając o Micky'ego, asystenta Fabiano. W ten oto sposób stoczyłem kilkanaście bardzo mocnych pojedynków, dając z siebie naprawdę wszystko. Było super, ale niestety naderwałem lub nadwyrężyłem mięsień w obręczy barkowej... Dokładniej mówiąc naderwał go podczas walki Johny, zakładając jedną z dźwigni w momencie, gdy poczuł, że udaje mi się wydostać. Poniosły go emocje i trochę dociągnął za mocno. Tak to już jest w ferworze walki. Trzeba szybko leczyć kontuzję i śmiało do przodu.
Staram się uważać na rękę trenując dalej w obozie WMC pod okiem moich instruktorów. Teraz mam okazję poznawać techniki bardziej zaawansowane, którym trzeba poświęcić więcej czasu, ale są świetnym uzupełnieniem fundamentalnych technik, które już opanowałem, z czego jestem bardzo zadowolony.
Muszę przyznać, że te dwa miesiące, które dobiegają już końca, były naprawdę ciężkie, ale zarazem motywujące. Było to prawdziwe wyzwanie szczególnie dla ciała, które niejednokrotnie było mocno obciążane. Lecz to jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Otworzyło mi to oczy na bardzo wiele rzeczy, jeśli chodzi o sztuki walki, ale nie tylko.

Zdaję sobie sprawę, że przede mną kolejne tygodnie treningu (tym razem w USA), więc nie poddaje się tylko cały czas idę naprzód. W kolejnym już - i ostatnim - artykule z Tajlandii podsumuję mój pobyt i opowiem o kilku ciekawych nowinkach. Pozdrawiam i pamiętajcie aby regularnie uczęszczać na treningi dbając w ten sposób o swoją formę jak i technikę.
Dziękujemy za kolejne znakomite sprawozdanie! I rzeczywiście, warto poświęcać teraz czas na solidny trening aby szlifować kondycję i umiejętności techniczne, abyśmy nadążyli za tempem Trenera po jego powrocie! :-)

Komplet zdjęć do obejrzenia tutaj.

poniedziałek, 17 września 2007

Brazylijskie Jiu Jitsu oraz MMA w Tajlandii

Oto kolejna niespodzianka od Trenera:

Wszystkiego można było się spodziewać, ale tego, że w Tajlandii będę miał okazję trenować Brazylijskie Jiu Jitsu i MMA z jednym z lepszych fachowców na świecie, nie przewidziałbym na pewno. Wszystko dzięki mojemu koledze z Wielkiej Brytanii - Johnny'emu. Pewnego dnia poinformował mnie, że znalazł na Samui szkołę, w której poza Muay Thai naucza się także sztuk walki związanych z walką w parterze. Z wielkim zainteresowaniem pojechałem to sprawdzić. Szkoła oddalona jest od mojego obozu o około 10 minut jazdy skuterem. Gdy dojechałem na miejsce, moim oczom ukazał się nowo wybudowany ośrodek szkoleniowy Superpro Samui. Do użytku został oddany jakieś 5 miesięcy temu, stąd nie jest jeszcze tak bardzo popularny na wyspie. Wyposażenie, warunki i sprzęt robią naprawdę wrażenie. Trenujący mają do dyspozycji dwa nowiutkie ringi, około 10 worków treningowych zawieszonych przy lustrze, bardzo dobrze wyposażoną siłownię z wysokiej klasy specjalistycznym sprzętem oraz klatkę do zajęć z BJJ i MMA.
Na miejscu jest też restauracja oraz komfortowe pokoje noclegowe z możliwością korzystania z basenu. Trzeba przyznać, że warunki dla osób, które chcą tu trenować, są na bardzo dobrym poziomie. Zakres materiału szkoleniowego obejmuje Thai Boxing, MMA oraz Brazylijskie Jiu Jitsu. Jest także możliwość korzystania z siłowni i zajęć fitness. Jeżeli chodzi o treningi Muay Thai to na miejscu jest tylko dwóch lub trzech instruktorów, którzy prowadzą zajęcia w podobny sposób jak u nas w obozie. Muszę tu zaznaczyć, że treningi w WMC dają lepsze możliwości rozwoju ze względu na większą liczbę instruktorów, którzy nad wszystkim czuwają, oraz specyficzną atmosferę, którą ma to miejsce. W szkole Superpro pojawiłem się zresztą w spodenkach WMC i od razu rozpoznano gdzie trenuję i z kim. Bardzo pozytywnie wypowiadano się o moich instruktorach i widać było ze cieszą się oni ogólnym szacunkiem i bardzo dobrą opinią. Poza tym byłem zainteresowany tylko treningami z zakresu BJJ i MMA gdyż treningi z zakresu Muay Thai zobowiązałem się odbyć w WMC, z czego zresztą jestem bardzo zadowolony.

Natomiast treningi z zakresu walki w parterze wywarły na mnie ogromne wrażenie. Prowadzi je świetny instruktor i zawodnik, posiadacz czarnego pasa w Brazylijskim Jiu Jitsu, sześciokrotny mistrz Brazylii w BJJ, zawodnik walczący czynnie w UFC (ostatnia wygrana walka w lipcu), urodzony i na stałe mieszkający w Brazylii, dobry przyjaciel Baza Ruttena - Fabiano Scherner!

Asystuje mu posiadacz purpurowego pasa w BJJ - pochodzący również z Brazylii Mikey. Treningi prowadzone są na wysokim poziomie technicznym. Pierwszy trening z zakresu MMA jest o 12.00, zajęcia odbywają się w specjalnie przygotowanej klatce z matą, gdzie sparujemy się pod kątem technicznym wykorzystując uderzenia, kopnięcia i oczywiście zejścia do parteru, gdzie również dopuszczalne jest uderzanie. W samym parterze stosujemy różnego rodzaju uchwyty, dźwignie i klucze dające nam przewagę nad przeciwnikiem. Następny trening jest o 18.00 i jest to typowy trening BJJ, nastawiony na poznawanie poszczególnych elementów i technik charakterystycznych dla tej sztuki walki. Niezwykłe w tym wszystkim jest to, że na zajęciach jest bardzo mało osób, tak więc bardzo często są to treningi prywatne, na których mam okazję szkolić się sam na sam z instruktorami. Miło było usłyszeć od Fabiano słowa, że bardzo dobrze mu się ze mną trenuje i że szybko przyswajam poznany materiał. Dodatkowo korzystam ze świetnej siłowni, w której jeszcze bardziej pracuję nad swoim ciałem.
Fabiano i Mikey są bardzo sympatycznymi ludźmi. Po kilku treningach mieliśmy okazję trochę sobie pogadać, między innymi o przyjeździe Fabiano do Polski na seminarium z zakresu BJJ i MMA. Kolejny most, kolejne nowe kontakty i możliwości. Teraz trzeba to wszystko tylko ogarnąć. Nowe kontakty i plany przyjazdu tych ludzi do Polski trzeba odpowiednio rozważyć i przemyśleć. Najważniejsze jest to, że wyrazili oni chęć odwiedzenia mojej szkoły oraz że w swoich planach będą mieli mnie na uwadze. Jesteśmy i będziemy w stałym kontakcie, kwestia tylko ustalenia terminów i warunków. Tak więc, moi drodzy uczniowie, przed nami przyszłość dająca wiele możliwości.

Nie ukrywam, że ostatnie tygodnie w Tajlandii są teraz bardzo pracowite, bo uczęszczam do dwóch szkół jednocześnie, odbywając czasami 4 treningi dziennie, ale naprawdę warto. Tylu wspaniałych nowych ludzi i fachowców, jakich mam okazję poznać i z nimi trenować, wartych jest tego wysiłku. Mam nadzieję że to wszystko zaowocuje po moim powrocie do kraju.

Trenujcie więc wytrwale i regularnie uczęszczajcie na zajęcia. Pozdrawiam wszystkich!
Niedługo kolejne ciekawe relacje z pobytu Trenera. Więcej zdjęć z treningów BJJ i MMA znajdziesz tutaj.

piątek, 7 września 2007

Trening i jeszcze raz trening

A oto obiecane sprawozdanie Trenera:

Tak jak wspomniał Paweł, który był u mnie, trzeba przyznać że prawie 40 dni, które mam za sobą, dały mi się mocno we znaki. Intensywność treningów, sposób prowadzenia, atmosfera jaka panuje w obozie powodują, że każdy z nas daje nie 100% a 150% ciężkiej pracy, inaczej tu po prostu nie można. Po każdych zajęciach - czy to prywatnych, czy wspólnych ze wszystkimi uczestnikami obozu - z moich spodenek i koszulki można wykręcić litry potu. Kiedy nawet powstają drobne urazy podczas zajęć, to nie ma czasu na kontrolowanie tego, co się dzieje, ponieważ trzeba dokończyć trening. Dopiero gdy dotrę do pokoju, znajduję czas żeby się odświeżyć a następnie zająć kontuzjami i przygotować do następnych zajęć lub kolejnego dnia treningów.
Nie mogę jednak zapomnieć o najważniejszym. Trzeba przyznać - i to jest w tym wszystkim ogromnie pocieszające i dające satysfakcję - że z dnia na dzień moja kondycja, siła, szybkość, a przede wszystkim technika gwałtownie rośnie. Pomimo bardzo wysokich temperatur mój organizm staje się coraz bardziej wydolny i gotowy do wytężonej pracy. Niestety zaległe kontuzje i urazy dają się czasami mocno we znaki. Jakby nie patrzeć, zajmuję się tym wszystkim już od 15 lat, praktykując, trenując i ucząc sztuk walki. Jednak jest to tym bardziej motywujące kiedy moje ciało pokonuje kolejne przeszkody i bariery.
Ogromna różnorodność technik i rozwiązań jakie oferuje Muay Thai powoduje, że treningi (w szczególności te prywatne) są bardzo ciekawe i chce się z nich chłonąć jak najwięcej. Podczas takich zajęć poza typowym treningiem mam też czasami okazję posłuchać ciekawych historii dotyczących walk, w których brali udział instruktorzy. Jedna z nich szczególnie przypadła mi do gustu. Instruktor Naem podczas pojedynku wykonał piorunujące uderzenie łokciem, nokautując w ten sposób swojego przeciwnika. Uderzenie było tak silne, że pozbawiło oponenta dużej części uzębienia. Kiedy Naem po walce udał się z innymi na posiłek, ktoś nagle zwrócił mu uwagę, że coś chyba ma na łokciu. Naem spojrzał zaskoczony na swój łokieć i zaczął wydłubywać resztę zębów, które zostały po walce. Do dzisiaj pozostał mu ślad po uzębieniu rywala, z którym stoczył pojedynek. Niesamowite. Takich historii jest więcej - mam nadzieję, że w kolejnych wejściach jeszcze się nimi z Wami podzielę.
Muszę przyznać, że wcześniejsze przygotowanie techniczne, zdobyte podczas mojego udziału w kursie Instruktora Muay Thai w Polsce, było dobrym fundamentem dla treningów w Tajlandii. Tak na marginesie, na stronie Polskiego Zrzeszenia Muay Thai (PZMT) pod linkiem "Zrzeszenie" a następnie "Instruktorzy" jest do wglądu moja legitymacja instruktora Muay Thai z uprawnieniami państwowymi.

Niedługo po moim powrocie nasza szkoła będzie zrzeszona w PZMT, co otworzy nam drogę do zawodów krajowych i międzynarodowych oraz seminariów, a także nowych kontaktów i możliwości. Kolejny krok w rozwoju naszej szkoły.

Wracając do treningów, niektóre elementy są bardzo podobne do technik z Jun Fan JKD, dzięki czemu łatwiej mi było reagować na pewne ruchy i działania moich sparing partnerów. Zejścia z linii ataku, kopnięcia stopujące, niektóre zbicia, uderzenia i kopnięcia. Muay Thai jest jednak bardzo charakterystyczną sztuką walki, nastawioną na pełny kontakt i wykorzystującą specyficzne uderzenia, kopnięcia oraz bloki.

Jednym z takich elementów jest dynamiczne opuszczanie ręki podczas kopnięć. Wykonywanie zamachu nadaje kopnięciom niesamowitą siłę i szybkość. Druga ręka jednak pozostaje w gardzie i mimo wrażenia, że przeciwnik jest odsłonięty, nie ma możliwości trafienia go w tym momencie. Wręcz przeciwnie, odczuwa się wtedy naprawdę bardzo silne kopnięcie, chyba że w odpowiedniej chwili uda się je zablokować lub się uchylić (ang. "lean-back").

Tego typu kruczków jest naprawdę bardzo dużo, a rozwiązań, które można stosować podczas walki, jest tak wiele, że trzeba się uzbroić w cierpliwość, uczyć jak najwięcej, a później tę wiedzę szlifować, stosować i pogłębiać.

Muay Thai jest bardzo pragmatyczną sztuką walki, która, podobnie jak JKD, odrzuca to, co zbędne, a pozostawia tylko te techniki, które są przydatne i skuteczne podczas walki. Jednocześnie adept tych sztuk walk utrzymuje swoje ciało i umysł w doskonałej formie, gotowe do natychmiastowego działania.

Miałem okazję trenować i sparować z różnego rodzaju zawodnikami jak i specjalistami sztuk walki z całego świata, dzięki czemu moje doświadczenie i zakres wiedzy bardzo się poszerzyły. Otworzyło mi to oczy na różnorodność możliwych do wykonania technik.
Przede mną kolejne tygodnie. Mam nadzieję, że te krótkie chwile odpoczynku i rekonwalescencji, jakie zapewnił mi Paweł, pozwoliły mi zebrać siły do dalszej, jeszcze bardziej wytężonej pracy. Wierzę w to, że trzymacie kciuki i z niecierpliwością oczekujecie mojego powrotu. A będzie się działo!!! Nie mógłbym tu nie wspomnieć o Pawle, który trenował z wielką determinacją i zaangażowaniem, sam zresztą powiedział, że przez te dwa dni, w które ćwiczył, tak dużo zobaczył i doświadczył, że na pewno gdyby nie kontuzje, to nie odpuściłby żadnego treningu.

A co ja mam powiedzieć po tylu tygodniach? Cieszę się jednak, że przyjechał sprawdzić czy wszystko jest w porządku i dopilnować spraw formalnych związanych z wyprawą. To była też chwila oddechu od codziennego ciężkiego życia obozowego. Pamiętajcie aby odwiedzać i komentować blog jak najczęściej. Wiem też, że niedługo ruszają treningi i z pewnością odmeldujecie się z powrotem na sali. Pozdrawiam wszystkich!

Więcej zdjęć z treningów w obozie WMC można zobaczyć tutaj.

czwartek, 6 września 2007

Chwile oddechu

Po tygodniach ciężkiej pracy przychodzi czas na krótki, ale zasłużony wypoczynek. Treningi Muay Thai to wyzwanie, które na Koh Samui podejmują tylko nieliczni. Większość przyjezdnych na wyspie stanowią turyści podążający za atrakcjami, do których należą piękne plaże, wodospady i parki natury. W ciągu miesiąca Trener zdążył się już dobrze rozejrzeć po Lamai, poznać tutejsze drogi na skróty, najładniejsze plaże i miejsca, z których roztaczają się malownicze widoki. Poszliśmy więc na krótką wyprawę po okolicy.

Zaczęliśmy od plaży, nad którą zwieszają się pochyłe palmy, rosnące na skraju soczystego trawnika, należącego do jednego z wielu tutejszych ośrodków wypoczynkowych.


Po godzinie dotarliśmy do miejsca, które najbardziej przypadło mi do gustu. Jest to krótki fragment wybrzeża na południe od Lamai, wypełniony wielkimi obłymi głazami i ostańcami skalnymi wystającymi z wody. Kiedy usiądzie się o zmroku na rozgrzanym od słońca ogromnym kamieniu i popatrzy na bezkresne morze, można szybko pozostawić za sobą zmagania mijającego dnia. Szczególnie kiedy pomyśli się o tym, że w Tatrach spadł śnieg :-)

Po powrocie do domku w obozie przeżyliśmy chwile grozy. Po kafelkach spacerował sobie... prawdziwy skorpion. Mały, bo mały, ale całkiem nastroszony i gotowy do ataku. A pomyśleć że tyle razy chodziło się po pokoju na bosaka! Skorpion został schwytany i stał się pierwszym prawdziwym trofeum, które Trener zapewne przywiezie ze sobą do Polski!

Następnego dnia miałem okazję odwdzięczyć się za gościnę w Lamai i pomóc Trenerowi odetchnąć po kilku tygodniach intensywnych treningów. Na wypożyczonych motocyklach pojechaliśmy na wycieczkę wokół wyspy. Udało nam się zwiedzić okolicę wspaniałych wodospadów, do których dotarliśmy od podnóża góry na grzbiecie... słonia! A w zasadzie słonicy, zwanej przez miejscowych po angielsku "lady elephant".

Ze szczytu wodospadu roztaczał się niesamowity, kojący widok.

Na deser zdobyliśmy na motocyklach najwyższy szczyt Samui - Khao Yai - położony 635 metrów n.p.m., z którego widać nieodległe wzgórza Półwyspu Malajskiego. Miejmy nadzieję, że zdobyta w trakcie wycieczki energia wystarczy na wiele kolejnych tygodni ciężkich treningów w Tajlandii. Wkrótce uzupełnimy ten reportaż o komplet zdjęć.

Treningi w obozie WMC - inne spojrzenie

Kiedy dotarłem na wyspę Samui i przyjechałem z Trenerem z lotniska do Lamai, na terenie obozu WMC nie było żywej duszy, a ringi i wiszące worki tajbokserskie zdawały się być pogrążone w popołudniowej drzemce. Trener oprowadził mnie po salach treningowych, siłowni i domkach, w których mieszkają uczestnicy obozu, po czym poszliśmy na basen po sąsiedzku, aby odpocząć przed popołudniowym treningiem.

Obóz WMC jest zaprzyjaźniony z sąsiednim ośrodkiem wypoczynkowym, na którego terenie znajduje się niewielki odkryty basen. Uczestnicy obozu mogą korzystać z niego do woli.

O 17:00 rozpoczął się trening z całą grupą obozową i już po kwadransie mogłem się przekonać, że instruktorzy Muay Thai są jednymi z najlepszych specjalistów w swej dziedzinie, a na treningi przychodzą ludzie, którzy bardzo poważnie podchodzą do swego pobytu w obozie. Nikt się nie oszczędza ani nie obija. Siniaki, stłuczone kolana, zakwasy i litry wylewanego potu są tutaj na porządku dziennym, a każda osoba, która robi sobie odpoczynek w nieodpowiednim momencie, zostaje dość szybko przywołana do porządku krzyknięciem albo przyjaznym kopniakiem w cztery litery.

W takiej atmosferze nie można ćwiczyć inaczej niż na pełnych obrotach, a o kontuzję naprawdę nietrudno. Domyślam się teraz, jak nie na rękę było Trenerowi w pierwszym tygodniu, kiedy musiał na kilka dni zawiesić swój udział w treningach z powodu złamanego palca u nogi. Teraz palec już się zrósł, miałem więc okazję nie tylko zobaczyć, ale i na własnej skórze poczuć, jak ostro trenuje tutaj nasz Trener. Brałem udział w sparingach z Trenerem i innymi uczestnikami obozu, nabawiłem się kilku malowniczych stłuczeń, a na moich stopach zaczęły pojawiać się odciski. Trener później sparował na pięści z dwumetrowym, 130-kilogramowym dryblasem z Anglii o imieniu Johnny (na zdjęciu z Trenerem powyżej), który specjalizuje się w boksie i MMA. Bywa więc naprawdę ciężko, ale satysfakcja z postępów z nawiązką rekompensuje ból i niewygody.

Instruktorzy Muay Thai to ludzie bardzo pogodni, ale zarazem nieugięci. Mimo niewielkiego wzrostu poruszają się tak zwinnie i mają tak ogromne doświadczenie wyniesione z setek walk na ringu, że naprawdę ciężko ich czymkolwiek zaskoczyć. Mimo to, nie zadzierają nosa i są bardzo cierpliwi w poprawianiu technik oraz przyjmowaniu na siebie ciosów, które w normalnej walce z łatwością by zablokowali. Robią tak po to, aby obserwować i doskonalić technikę trenujących. Poza tym ich ciała są tak utwardzone i odporne na ciosy, że naprawdę całkiem mocne kopnięcia nie robią na nich większego wrażenia.

Mimo zgiełku podczas ćwiczeń, instruktorzy bardzo uważnie obserwują trenujących i pilnują, aby nie porobili sobie nawzajem krzywdy. A warto nadmienić, że do obozu WMC zjeżdżają się najrozmaitsi ludzie, zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Niektórzy są adeptami innych sztuk walki i wpadają tutaj przejazdem, aby zdobywać szlify w Muay Thai. Wielu jednak to regularni zawodnicy Muay Thai, przygotowujący się do udziału w zawodach. Z tymi nie ma żartów, bo nie patyczkują się ani ze sobą, ani z partnerami, z którymi ćwiczą. Są doskonale wysportowani, mają żelazną kondycję i bardzo dobrą motorykę, ale niestety nie zawsze potrafią opanować pokusę zaskoczenia partnera bardziej agresywną techniką. Trzeba więc mieć się na baczności. Emocje tych najbardziej "nakręconych" uspokajają również instruktorzy, nieustannie wołając "laj, laj", co jest niczym innym jak tajską wersją angielskiego słowa "light", czyli "lekko" :-)

W czasie tarczowania lub treningów jeden na jeden, instruktorzy wydają z siebie bardzo charakterystyczne dźwięki, które zagrzewają do pracy na największych obrotach. Do ich wymowy angielskiej można mieć na początku zastrzeżenia, ponieważ tajowie zjadają końcówki niemal wszystkich słów, inne zaś bardzo dziwnie łączą i akcentują. Po pewnym czasie można się jednak przyzwyczaić i wbić sobie do głowy że "ray" to "right", a "tengpusha" to "ten push-ups", czyli dziesięć pompek. Jest w tym wszystkim pewna egzotyka, która nawet pomaga trenować. Komunikacja jest bardzo zwięzła i wszyscy bardzo się przykładają do wykonywania poleceń.

To wszystko razem powoduje, że atmosfera bardzo motywuje do pracy, ale domyślam się że jeśli trening grupowy wygląda tak samo rano i wieczorem, to po kilku tygodniach można poczuć znużenie pewną monotonią. Dlatego właśnie, podobnie jak nasz Trener, większość osób w obozie bierze zajęcia sam na sam z instruktorami Muay Thai. Poznane w ich trakcie techniki można następnie na bieżąco weryfikować w sparingach technicznych ze zmieniającymi się przeciwnikami.

Po wieczornej sesji ringi pustoszeją, cichną ostatnie okrzyki i odgłosy uderzeń, a sale treningowe znowu zapadają w sen. Trzeba przyznać, że czas spędzany w obozie mija szybko, odmierzany równomiernym rytmem treningów, posiłków i chwil odpoczynku. Na nic więcej nie ma za bardzo czasu, ale dzięki temu człowiek koncentruje się na tym, po co tu przyjechał.

W kolejnych sprawozdaniach Trener opowie więcej na temat Muay Thai i podzieli się z nami kilkoma ciekawostkami zasłyszanymi od weteranów tajskiego boksu.

wtorek, 4 września 2007

Przystanek Bangkok!

Podążając śladami Trenera, wybrałem się do Tajlandii aby upewnić się w imieniu Fundacji Brandsa, że wyprawa szkoleniowa rozwija się bez przeszkód. Zanim dotarłem jednak na wyspę Samui, postanowiłem zrobić tygodniowy przystanek w jednej z najciekawszych metropolii południowo-wschodniej Azji. Zatrzymałem się w Bangkoku, zwanym również miastem, które nigdy nie zasypia. I rzeczywiście. Niemal bez wytchnienia, w dzień i w nocy, wielopasmowymi arteriami z hukiem przejeżdżają tysiące samochodów, motocykli, autobusów i ciężarówek. W tej ogromnej aglomeracji mieszka ponad 10 milionów ludzi i często można odnieść wrażenie, że wszyscy gdzieś pędzą na złamanie karku.

Mimo wielkiego natężenia, ruch jest bardzo płynny, a Tajowie są przy tym bardzo spokojni. Przez cały tydzień nie widziałem ani jednego wypadku, ani jednej stłuczki, które ciągle zdarzają się w Polsce. A pojazdów jest tutaj kilkanaście razy więcej niż w największym mieście naszego kraju. Myślę że przeciętny polski kierowca musiałby wypić silne ziółka uspokajające zanim wyruszyłby samochodem na podbój Bangkoku. Najbardziej brawurowi są tutaj kierowcy motocykli, jeżdżący po trzech koło siebie jednym pasem, wyprzedzający się gwałtownymi skrętami i wciskający się w każdą przerwę między innymi pojazdami. Nieuchronnym skutkiem ubocznym tak intensywnego ruchu jest poważne zanieczyszczenie miasta - zarówno spalinami, jak i hałasem. Wiele osób porusza się po drogach Bangkoku w maseczkach ochronnych na twarzach. Na hałas nie ma żadnej rady. Tajowie z upodobaniem jeżdżą przerobionymi pojazdami bez tłumików i wyciskają z silników wszystko co się da, aż ziemia się trzęsie.

Mimo ulicznego zgiełku, Bangkok ma swoje wielkie uroki. Przez serce miasta przepływa rzeka Chao Praya, po której poruszają się dziesiątki łodzi, promów i barek. Podróżowanie łodzią po Bangkoku najbardziej przypadło mi do gustu. Wzdłuż rzeki znajduje się wiele miejsc wartych odwiedzenia. Świątynie buddyjskie, dawny pałac królewski czy wszechobecne pchle targi, wszystko razem powoduje, że w Bangkoku nie sposób się nudzić, a zmysły są nieustannie atakowane kolorami, dzikimi zapachami, dźwiękami.

Wszędzie można się też natknąć na kluby Muay Thai, powciskane w najdziwniejsze zaułki. Szkoda że w naszych stronach nie powstała żadna tradycyjna sztuka walki, która mogłaby urosnąć, tak jak w Tajlandii, do rangi dyscypliny narodowej...

Jeśli chodzi o jedzenie, miłośnicy orientalnych potraw i ostrych przypraw nie mogą tutaj narzekać, choć podobno niejeden europejczyk już po miesiącu codziennych tajskich curry, piekielnie ostrych sałatek i zup, w których pływają egzotyczne warzywa i owoce morza, zaczyna marzyć o zwykłej bułce z masłem.

W trwającej obecnie porze monsunowej nad Bangkokiem wiszą ciężkie, ołowiane chmury, z których w każdej chwili może lunąć deszcz. Ulice zamieniają się wtedy w rwące potoki, a woda leje się godzinami z nieba, jakby już nigdy nie miało przestać padać. Ulewa to jednak wspaniałe orzeźwienie - powietrze się oczyszcza, a temperatura spada, przynosząc ulgę po wielogodzinnym upale.

Intensywność wrażeń w Bangkoku jest tak wielka, że już po kilku dniach można poczuć znużenie i zapragnąć ciszy i spokoju. Dlatego też z przyjemnością wsiadłem do samolotu na Samui i po niecałej godzinie lotu ujrzałem całego i zdrowego Trenera, który wyjechał po mnie na lokalne lotnisko. O wrażeniach z Samui i kolejnych doświadczeniach Trenera dotyczących Muay Thai już wkrótce!