piątek, 24 sierpnia 2007

Thank you, Matt Teasdale!

A oto kilka słów od Szkoły Sztuk Walk Roberta Karpińskiego dla Matta Teasdale:

On behalf of Robert Karpiński's Martial Arts School team, we must say we are honoured that you and Robert have met in Thailand and that you are training together. Making new, inspiring connections is one of the purposes of the trip, but we could never imagine that Robert would meet such an expert in Jun Fan, Jeet Kune Do, Filipino Kali and other martial arts while still being in Thailand, where we expected the trainings to focus exclusively around Muay Thai. This is a really nice surprise! We are looking forward to hosting you in Poland, and we can’t wait to participate in a seminar with yourself, Mr Ron Balicki and Robert Karpiński in our home city of Lodz, where you will find quite a few ambitious and open-minded martial arts enthusiasts:-)

All the best,
Robert Karpinski’s Martial Arts School Team

Odpoczynek i zwiedzanie wyspy

Ponieważ nie da się trenować na okrągło, od czasu do czasu trzeba zadbać o regenerację. Oto kilka słów Trenera na temat czasu wolnego w miniony weekend.

Po ciężkim tygodniu treningów przyszedł czas na odpoczynek. Zaczęło się w sobotę wieczorem, kiedy skorzystałem z pomocy masażysty o imieniu Kak, który jest codziennie na naszych treningach i do którego można się zgłosić jeśli ktoś ma problemy lub potrzebuje zregenerować mięśnie.

Przyznam że nie był to relaks. Kak to świetny specjalista, potrafił więc znaleźć na moim ciele dokładnie każdy zakwas, a trochę ich było. Muszę jednak stwierdzić, że tak dokładnego i fachowego masażu sportowego już dawno nie miałem. Kak zlokalizował wszystkie moje problemy, nadwyrężenia, naderwania, których część trapiła mnie od dłuższego czasu.
Nie ma co się dziwić, wpadłem w końcu w ręce człowieka który to robi od 10 lat, a pracuje zazwyczaj właśnie z zawodnikami trenującymi i walczącymi w Muay Thai. Czy mi się to podoba, czy nie, mam od niego zalecenie, abym wziął serię masaży. Wiem ze mi one pomogą, szczególnie przy takiej częstotliwości treningów.

W niedzielę, dzięki uprzejmości kolegi z Hiszpanii, udało mi się trochę pozwiedzać. Wybraliśmy się na przejażdżkę motorem wokół całej wyspy. Jest to najlepszy i najtańszy sposób przemieszczania się. Widoki i okolice są przepiękne, a plaże i ocean robią naprawdę wrażenie. Ciekawostką jest, że w Tajlandii obowiązuje ruch lewostronny, podobnie jak w Anglii. Trzeba naprawdę bardzo uważać, bo niektórzy jeżdżą jak szaleni. Po drodze odwiedziliśmy Wielki Posąg Buddy, który wygląda niesamowicie, zaś roztaczająca się obok niego panorama zapiera dech w piersiach.
Jak się okazało, całą wyspę można spokojnie objechać w niecałe dwie godzinki jadąc ostrożnie i się nie spiesząc. A po drodze jest co oglądać - cała wyspa kryje wiele atrakcji, choć na wszystkie, mam nadzieje, przyjdzie jeszcze czas. Jest tu park z tygrysami, można pojeździć na słoniach, jest także aquarium. Do tego wspaniałe wodospady, z których jeden ma około 80 metrów wysokości. Niedziela jest tutaj dniem wolnym, więc jeśli tylko będą możliwości, czas i siły to może coś będę mógł jeszcze zobaczyć. Na pewno podzielę się z Wami wszystkimi przygodami i ciekawostkami.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że będziecie mnie nadal regularnie odwiedzać na blogu. Piszcie komentarze, dzielcie się swoimi uwagami, pytaniami i informacjami.
I tego się trzymajmy! A komplet zdjęć tradycyjnie w serwisie Flickr.

wtorek, 21 sierpnia 2007

Dzień 21: Więcej o treningach Muay Thai

Oto kolejny materiał nadesłany przez Trenera. Tym razem więcej szczegółów oraz zdjęcia z treningów Muay Thai.

Jestem już po kilkunastu dniach treningów – zarówno tych obozowych, jak i prywatnych z moim pierwszym instruktorem, którego widzieliście na zdjęciach. Muszę przyznać że był on bardzo wymagający i zwracał uwagę na wszystkie szczegóły, co było oczywiście korzystne dla mnie.

Wykonywałem kopnięcia i uderzenia na tarcze w kombinacjach, zaczynających się od jednego-dwóch uderzeń, a skończywszy na pięciu-sześciu. Do tego stopniowo dochodziły łokcie, kolana oraz kolejne kopnięcia.
Cały czas byłem także atakowany celem sprawdzania mojej gardy i bloków. Miałem okazję porozmawiać o zasadach w walce na ringu oraz o innych ciekawostkach związanych z Muay Thai. Mój instruktor ma za sobą kilkaset walk, ale jak sam powiedział, zaczął już jako mały chłopiec, tocząc swoje pierwsze walki w turniejach.

Treningi były także przeplatane elementami Muay Boran. Pi Daeng - bo tak się nazywa mój instruktor - jest osobą bardzo sympatyczną i chętną do pomocy podczas treningów, zresztą taka otwartość cechuje tutaj wszystkich instruktorów.

Podczas całego pobytu chcę poćwiczyć na prywatnych treningach z każdym z instruktorów z osobna, dzięki czemu będę mógł ich wszystkich lepiej poznać i od każdego nauczyć się jak najwięcej. Dlatego też w tym tygodniu będę trenował z nowym instruktorem, którym jest Nokweed.

Kiedy już poznam wszystkich, a z każdym będę trenował tydzień, do kolejnych zajęć wybiorę tych, z którymi trenowało mi się najlepiej. Mam taką możliwość dzięki pomocy fundacji. Taki rodzaj treningów pozwoli mi przyswoić dużą ilość materiału pod okiem i kontrolą fachowców.
Na treningach całego obozu są wszyscy instruktorzy i uczestnicy, którzy przyjechali na wyspę szkolić się z zakresu Muay Thai. Ta grupa często się zmienia, jedni przyjeżdżają a inni wyjeżdżają, ale zawsze jest około 10-12 osób, co stwarza dość kameralną atmosferę. Jak się okazało, jestem tutaj na najdłuższy okres. Zajęcia grupowe charakteryzuje większy nacisk na wydolność - wszystkie elementy, które poznajemy, przeplatane są pompkami, przysiadami, a także ciągłą zmianą w parach, w tym także z instruktorami. Do tego w dwóch ringach toczą się nieustanne sparingi techniczne, sytuacyjne, no i te mocniejsze.
Wykonujemy różnego rodzaju uderzenia i kopnięcia na tarcze, sparujemy w rękawicach i piszczelówkach, a także uczymy się pracy w klinczu z wykorzystaniem kolan i łokci oraz wycięć i obaleń. Po każdym treningu udaję się jeszcze na siłownię na 15-20 minut by popracować nad brzuchem i następnie pod prysznic.

Do tego, jak wiecie, doszły mi treningi Jun Fan Jeet Kune Do i Filipińskich Sztuk Walk, trenuję więc teraz 3 razy dziennie, wliczając siłownię. Można to naprawdę odczuć, ale jest nieźle. Mam już pierwsze porządne siniaki, chociaż na pewno nie ostatnie. Palec ma się lepiej i dajemy śmiało do przodu. W następnych relacjach opiszę nowych instruktorów i kolejny zakres wiedzy jaki będę poznawał. Pozdrawiam i trzymajcie kciuki!
Dziękujemy za ciekawe sprawozdanie i czekamy na kolejne, a od trzymania kciuków zrobiły się już nam odciski :-) Komplet zdjęć związanych z tym tekstem można znaleźć tutaj.

Matt Teasdale pozdrawia Szkołę Sztuk Walk Roberta Karpińskiego!

Matthew Teasdale napisał kilka słów, adresowanych do wszystkich uczniów Trenera Roberta w Polsce:

Witam wszystkich ze szkoły sztuk walk Trenera Roberta! Spędzamy znakomity czas na treningach w Tajlandii. To bardzo miła niespodzianka, że mogłem tutaj spotkać innego instruktora JKD/Kali!

Trenujemy regularnie w cieniu drzew palmowych obok basenu w pobliżu obozu. Ćwiczymy Jun Fan Trapping i kickboxing, podwójnymi pałkami Kali, pojedynczą pałką, nożem, sarongiem i gołymi rękami. Robert poznaje podstawy systemu MARS Rona Balickiego (skrót od Martial Arts Research System) związane z Jun Fan JKD, Inosanto Kali i Lameco Eskrima. Robert pochłania nowy materiał bardzo szybko i trenuje się z nim naprawdę świetnie.

Mam wielką nadzieję odwiedzić Polskę w przyszłości, ponieważ Robert jest zainteresowany zaproszeniem mnie i Rona Balickiego na seminarium! Z przyjemnością spotkam się ze wszystkimi uczniami szkoły Trenera Roberta!

Do zobaczenia,
Matt Teasdale.
Wielkie dzięki w imieniu szkoły! Cieszymy się zapowiedzią wspólnego seminarium w Polsce, uzbrajamy się zatem w cierpliwość i czekamy na kolejne nowiny.

Dzień 20: Trening z Mattem Teasdale

Prywatne treningi z Mattem Teasdale, którego Trener poznał na obozie w Tajlandii, stały się regularnym elementem codziennej pracy. Oto szczegóły, na które czekaliśmy.

Matthew jest bardzo ciepłym i sympatycznym człowiekiem, a do tego świetnym fachowcem i technikiem z zakresu Filipińskich Sztuk Walk i Jun Fan Jeet Kune Do. Przyjechał tutaj ze swoją narzeczoną, z którą bardzo wytrwale i sumiennie trenują Muay Thai. Pomimo własnych treningów, Matt poświęca dodatkowo dużo czasu na prywatne treningi ze mną. Escrimy trzymane w jego dłoniach to po prostu zawodowstwo z wysokiej półki, choć Matt sam często przyznaje, że jego nauczyciel Ron jest od niego dużo szybszy i że escrimę w jego wykonaniu można tylko usłyszeć, ale nie da się jej zobaczyć. Nie ma się co dziwić, w końcu Ron to uczeń samego Dana Inosanto. Zasypuję Matta ogromem pytań i oczywiście chcę zobaczyć jak najwięcej, lecz uwierzcie mi, że technik jest tak wiele, że teraz dopiero zdałem sobie sprawę jak dużo mnie czeka pracy! Jednak zarazem bardzo się ucieszyłem jak wiele można się jeszcze nauczyć.
Pokazywane mi są fundamenty wszystkich filipińskich sztuk walk, przeplecione technikami zaawansowanymi. Mamy więc Kali, Arnis i Escrima a także Lameco Escrima oraz I.K.A.E.F czyli International Kali Arnis Escrima Federation, która skupia wszystkie wyżej wymienione elementy poza Lameco Escrima. Na tej ostatniej, najbardziej agresywnej sztuce walki Matthew skupia się najmocniej w swojej szkole, często organizując sparingi i zawody.
Poruszamy się bardzo dynamicznie wyprowadzając ogromną ilość uderzeń, praktycznie z każdej strony. Poznaję również techniki posługiwania się nożem oraz sposoby obrony przed napastnikiem uzbrojonym w nóż i inne narzędzia walki. Dodatkowo zostały mi przedstawione techniki posługiwania się dość nietypową bronią, jaką jest chusta sarong. Naprawdę coś niesamowitego. Jest to po prostu kawałek materiału, którym można się przepasać lub przewiesić go przez ramię. Nikt nie podejrzewa, że w sytuacji zagrożenia sarong staje się doskonałą bronią, nadającą się do obrony zarówno przed uderzeniami, kopnięciami, uchwytami, jak i w sytuacji kiedy napastnik jest uzbrojony w pałkę lub nóż.
Oczywiście cały czas poznaję i szlifuję nowe elementy z zakresu Jun Fan i Jeet Kune Do. Jun Fan jest fundamentem, który każdy adept trenujący Jeet kune Do powinien poznać. Dopiero później powstało Jeet Kune Do, oparte na podstawowych technikach Jun Fan i rozwijane z biegiem lat przez Bruce'a Lee i jego studentów. Zgodnie z filozofią tej sztuki walki, każdy dalej rozwija Jeet Kune Do na swój własny użytek i potrzeby. W szkole Matthew i Rona Balickiego jest 12 poziomów, które trzeba przejść aby zostać instruktorem. Większość z nich została mi przedstawiona. Niektórych obszarów nie można było przerobić ze względu na problemy techniczne. Część technik trzeba wykonać na tzw. drewnianym człowieku czyli po angielsku wooden dummy. Pocieszające jest to, że po wskazówkach Matta i doszlifowaniu pewnych elementów zostałem awansowany o kilka ładnych poziomów. Na pewno przede mną jeszcze wiele pracy i nauki, ale to jest tylko motywujące.

Dowiedziałem się że Matthew także wybiera się do Los Angeles na turniej Filipińskich Sztuk Walk. Ciekawostką jest to, że będzie brał udział w zawodach polegających na rzucaniu nożem i inną bronią do celu z dużej odległości. Mam nadzieję że to zobaczę i czegoś nowego też się nauczę. Wiem też, że będę przedstawiony Ronowi. Co najważniejsze, bardzo atrakcyjne seminarium zbliża się wielkimi krokami, ale to kolejna niespodzianka.

Mógłbym pisać i pisać, ale i tak nie jestem w stanie przedstawić tego wszystkiego, co się tutaj dzieje. Niedługo kolejne informacje.
Faktycznie, to jedno z najobszerniejszych jak dotąd sprawozdań z treningów -- Trenerze, tak trzymać! :-) A komplet zdjęć z tej sesji treningowej znaleźć można tutaj.

wtorek, 14 sierpnia 2007

To dopiero początek: Jun Fan JKD w Tajlandii!

Dotarły do nas znakomite wieści. Trener nawiązał w Tajlandii znajomość, dzięki której treningi u Dana Inosanto w USA w drugiej części wyprawy zyskają zapewne zupełnie nowy wymiar. Oto, co napisał Trener:

Jak się okazało, w Tajlandii będę miał okazję trenować nie tylko Muay Thai, ale także Jun Fan Jeet Kune Do, filipińskie sztuki walki - Kali, Arnis i Escrima, Boxing (Panantukan), Trapping (Kadena De Mano) i Grappling (Dumog)! Wszystko dzięki poznanemu na miejscu instruktorowi z Angli - Matthew Teasdale, jednemu z najlepszych instruktorów Rona Balickiego - full instruktora Dana Inosanto. Ron jest także mężem córki Dana Inosanto - Dan jest po prostu tatą Rona! Nowe kontakty otwierają się bardzo blisko źródła. Będziemy z Matthew trenować kilka razy w tygodniu wszystkie te aspekty, o których wspomniałem wcześniej. Dowiedziałem się bardzo wielu ciekawostek na temat Jun Fan Jeet Kune Do i Dana Inosanto, sposobów treningów, stopniowania i wielu innych spraw - moja wiedza się powiększa. Nie chcę zapeszać, ale być może będzie się szykowało niezłe seminarium, a to dopiero początek. Matthew zostaje w Tajlandii przez kilka tygodni, będzie więc czas na trening i wymianę doświadczeń.
Trzeba przyznać, że po takich wiadomościach aż się chce podskakiwać ze szczęścia! Oto właśnie potęga przygody i możliwości, jakie otwierają się przed nami wówczas, kiedy trafiamy do miejsca przyciągającego ludzi z pasją. Nawiązywanie nowych kontaktów to jeden z celów wyprawy, ale jak napisał Trener, "to dopiero początek"! :-)

piątek, 10 sierpnia 2007

Polskie Muay Thai

Dobiega końca pierwszy tydzień pobytu Trenera w obozie WMC. Przy tej okazji warto przypomnieć, dlaczego wybór padł na ten właśnie obóz i skąd wzięła się specjalizacja Muay Thai w szkole Trenera Roberta. Stało się tak za sprawą kilku osób - Pawła Słowińskiego, zawodowego mistrza świata Muay Thai WMC i czołowego zawodnika K-1 na świecie, Rafała Simonidesa, interkontynentalnego mistrza świata Muay Thai WMC, oraz Rafała Szlachty, prezesa Polskiego Zrzeszenia Muay Thai.

Paweł Słowiński i Rafał Simonides są thaibokserami, u których Trener Robert zdobywał uprawnienia instruktorskie w zakresie Muay Thai. Tak się również składa, że obydwaj trenowali wcześniej w tym samym obozie WMC, w którym obecnie przebywa nasz Trener. Teraz już chyba wszystko jasne? :-)

Wspólne zdjęcia Trenera i przedstawicieli Polskiego Zrzeszenia Muay Thai obejrzeć można tutaj.

Dzień 9: Pierwszy turniej Muay Thai

Oto obszerne sprawozdanie z turnieju Muay Thai, który Trener miał okazję oglądać dnia poprzedniego:

Byłem wczoraj na turnieju walk Muay Thai na stadionie Lamai. Walczył jeden z uczestników obozu, Rosjanin o pseudonimie "Wolf". Poziom walk był moim zdaniem naprawdę wysoki -- zaczynając od najmłodszych chłopców, którzy wykazali się ogromną determinacją, techniką i przede wszystkim odwagą w walce, a kończąc na zawodowcach takich jak Wolf, którzy toczyli ze sobą ciężkie pojedynki.

Sam rytuał przed walką robi ogromne wrażenie. Zawodnicy nabierają do ust wody i opluwają, bądź polewają sobie łokcie, kolana i brzuch. Jest to tradycja charakterystyczna dla tego typu tylko walk. Później następuje oczywiście taniec Wai Kru. Każda szkoła prezentuje taniec różniący się od innych elementami unikalnymi dla tej szkoły. Zawodnik oddaje w ten sposób szacunek dla instruktora-nauczyciela, ale także prezentuje się z jak najlepszej strony przed rywalem.

Zaciętość zawodników oraz ich wyszkolenie sprawia, że walki ogląda się z ogromnym napięciem. Jako ciekawostkę dodam, że bardzo często w tych walkach biorą udział instruktorzy z obozu WMC oraz niektórzy uczestnicy zajęć, którzy przyjechali tutaj - podobnie jak ja - na treningi doszkalające w zakresie Muay Thai.

Na czas walk zawodnicy zakładali tylko ochraniacze na krocze oraz rękawice, walczyli oczywiście na boso. Podczas turnieju uderzano rękoma, łokciami, wykonywano kopnięcia i częste uderzenia kolanami oraz tzw. low kicki. Łokcie i kolana najczęściej wchodziły w klinczu, podczas którego często też stosowano wytrącanie przeciwnika z równowagi i obalanie.

Byłem świadkiem dwóch niebezpiecznych nokautów, z których jeden skończył się dla zawodnika kilkusekundową utratą przytomności po uderzeniu łokciem i kolanem. Na szczęście nic poważnego się nie stało. Trzeba przyznać że osoby walczące w Muay Thai są świetnymi zawodnikami o ogromnej odwadze. Niestety naszemu koledze nie udało się wygrać, ale stoczył naprawdę dobrą walkę, prezentując wysoki poziom wyszkolenia, zdobytego między innymi na naszym obozie WMC. Walka była bardzo wyrównana, ale przeciwnik Wolfa okazał się rywalem mocniejszym.

Myślę że przede mną jeszcze wiele takich turniejów, a jeśli zdążę się przygotować, być może w jednym z nich wezmę udział. Trzymajcie za mnie kciuki.

środa, 8 sierpnia 2007

Pierwsze zdjęcia z wyprawy

Nadeszła pierwsza partia zdjęć od Trenera. Oto terminal przylotów na lotnisku w Bankgoku:
A tak wygląda krajobraz na wyspie Samui:
Ring w przerwie między treningami:
Trener w trakcie prywatnej sesji treningowej:
I wieczorne pyszności z grilla:
Cały komplet zdjęć można obejrzeć tutaj.

wtorek, 7 sierpnia 2007

Dzień 6: Jak wygląda trening?

Dotarło do nas dzisiaj od Trenera kilka słów na temat treningów, oto one:

W sposobie prowadzenia treningów nie ma bardzo dużych różnic w stosunku do tego, co robimy w Łodzi. Na początku jest rozgrzewka w ringu, poruszanie się w pozycjach przeplatane pompkami. Później grupa dzieli się na pary, które ćwiczą sparingi sytuacyjne, klinczowanie, ciekawe możliwości obrony, przechwyty, łokcie, kolana, obalanie, itd. Są też ćwiczenia na workach. Treningi są bardzo intensywne, co przy tutejszym klimacie powoduje, że większość osób pomiędzy treningami po prostu kładzie się w domkach i odpoczywa.
Ci z Was, którzy uczestniczyli w obozach treningowych organizowanych w Polsce przez Trenera, z pewnością dobrze wiedzą, że przy dwóch czy trzech treningach dziennie na pełnych obrotach w ponad 30-stopniowym upale, cały pozostały czas człowiek poświęca na regenerację i wylizywanie się z drobnych kontuzji.
Najwięcej dają treningi prywatne, w trakcie których można wybrać zakres ćwiczeń, a instruktorzy pomagają doskonalić i korygują na bieżąco techniki, nad którymi powinniśmy popracować. Dodatkowo nagrywam zajęcia na kamerę. Ci, którzy poczują się lepiej ze swoimi umiejętnościami, mogą próbować swoich sił w sparingach z Tajami, z którymi jednak nie ma żartów - nawet techniczne walki traktują na poważnie i są bardzo dobrze wyszkoleni.
Biorąc pod uwagę złamany palec, mamy nadzieję, że Trener na razie powstrzyma swą waleczną naturę i rozpocznie sparingi kiedy palec się zrośnie, a aklimatyzacja w Tajlandii dobiegnie końca.
Zdążyłem już poznać bardzo wielu ciekawych ludzi z całego świata (Hiszpania, Włochy, USA, a także RPA). Większość osób przyjeżdża tutaj na 2-3 tygodnie i łączy zwiedzanie z treningami, dlatego też z częścią poznanych osób już wkrótce będę się musiał pożegnać. Widoki faktycznie przepiękne, ocean bajkowy, ale jeśli nie podróżuje się po wyspie to szczerze mówiąc poza treningami niewiele jest tutaj więcej do roboty.
No i bardzo dobrze! Dzięki temu zamiast myśleć o zielonych migdałach i innych atrakcjach, można skoncentrować się na treningach i rozwijaniu formy sportowej :-)

niedziela, 5 sierpnia 2007

Dzień 4: Ong-Bak jest tu u mnie na co dzień

Nawiązaliśmy wreszcie kontakt internetowy z Trenerem, mamy więc pierwsze sprawozdanie z wyprawy. Na początek kilka słów o przyjeździe na miejsce:

Dojechałem szczęśliwie, choć w wielkiej gonitwie, bo na przesiadki miałem około 30 minut, więc jazda była niezła. Gdy doleciałem na miejsce, niestety Alex z obozu nie wyjechał po mnie, bo pomyliły mu się dni. Zmuszony więc byłem wziąć taxi. Na miejscu przywitał mnie Alex, przepraszając za pomyłkę, po czym zaprowadził mnie do domku, w którym idzie się rozpuścić i wpaść można w klaustrofobię. Po chwili rozmowy doszliśmy do tego, że to nie to. Trafiłem więc do mojego miejsca zakwaterowania tuż przy ringu i salce, gdzie się trenuje. Warunki już lepsze - położyłem się i padłem.
Brawo za czujność! Nie chcielibyśmy przecież aby Trener się nam rozpuścił albo dostał klaustrofobii :-) Teraz co nieco o treningach:
Wczoraj zaczęły się zajęcia, ale noga niestety dokucza. Trochę za bardzo ją obciążam, więc muszę uważać. Trenuję codziennie od 17:00 do 19:00 oraz poniedziałki, środy i piątki prywatnie od 11:00 do 12:00 rano. Na razie nie chodzę na treningi od 7:00 do 9:00 ze względu na nogę, aby nie przegiąć - w końcu to złamanie.
...no właśnie! Zapomnieliśmy wspomnieć (dla niewtajemniczonych), że Trener zabrał ze sobą z obozu na Podbeskidziu małą pamiątkę - lekko złamany mały palec u nogi (podobno za sprawą psa Shoguna). Trochę się niepokoimy... przed Trenerem przecież jeszcze ponad 80 dni wyprawy! Z drugiej strony pokusa trenowania przez cały czas jest wielka:
Treningi diabelnie ciężkie, ale na bardzo wysokim poziomie. Wyszkolenie Tajów niesamowite, a atmosfera miejsca magiczna. Jest ciągle gorąco i w ogóle nie pada. Trenuję z ludźmi, którzy stoczyli po kilkaset walk. Ludzie z całego świata, więc język angielski z dnia na dzień musi być coraz lepszy. Plaża i ocean jak z bajki, a Tajowie serdeczni. Ong-Bak jest tu u mnie na co dzień.
Miejmy więc nadzieję, że dzięki mniejszej liczbie treningów na początku oraz koncentracji głównie na technikach ręcznych, palec u nogi się wkrótce zrośnie i będzie możliwe trenowanie pełną parą. A na koniec pożegnanie w tajskim stylu:
Pozdrawia Nok Siu Kao - Biały Wojownik!
My również pozdrawiamy Białego Wojownika i czekamy na obiecane zdjęcia! :-)

piątek, 3 sierpnia 2007

Dzień 2: Na miejscu na Koh Samui!

Po małych perypetiach na lotnisku na wyspie Samui, Trener dotarł zmęczony, ale cały i zdrowy do obozu treningowego WMC Muay Thai! Wiadomość z SMS-a z 11:00 rano czasu polskiego:

Jestem na miejscu, gonitwa i jazda niezła, ale jest OK. Odpoczywam i zbieram siły.
Cieszymy się zatem i czekamy na obszerniejszy opis wrażeń z podróży i pierwszych chwil w Tajlandii!

P.S. Gdyby ktoś chciał znaleźć wyspę Koh Samui na mapie świata (np. w programie Google Earth), to współrzędne geograficzne plaży Lamai są następujące: 9°27'48.81" szerokości północnej oraz 100° 2'42.18" długości geograficznej wschodniej. Więcej informacji o wyspie znajdziesz tutaj.

czwartek, 2 sierpnia 2007

Dzień 1: Wielka wyprawa rozpoczęta!

Po wspaniałym, choć pełnym obowiązków obozie treningowym na Podbeskidziu, kilku dniach ekspresowych przygotowań i tysiącu pozałatwianych spraw, przyszło dzisiaj Trenerowi zmierzyć się twarzą w twarz z przygodą, rzucającą swe zuchwałe wyzwanie.

Kiedy rano zerknął w lustro, przygoda spojrzała mu prosto w oczy i przemówiła bez ceregieli: "Trenerku, nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale już za kilka chwil jedziesz do Warszawy, wsiadasz w samolot i po krótkiej przesiadce w Monachium, lecisz 9.000 kilometrów do Bankgoku, a następnie na Koh Samui - jedną z najpiękniejszych wysp Królestwa Tajlandii, aby trenować przez dwa miesiące w tamtejszej szkole Muay Thai!".

Niejednego twardziela by zamurowało, więc nie dziwota, że Trener był dziś od rana mocno zaaferowany nadchodzącą podróżą i po stokroć sprawdzał czy spakowane ma już absolutnie wszystko. A były tego aż dwie wielkie walizy, pełne ubrań, sprzętu treningowego, suplementów i innych niezbędnych rzeczy. Wyruszyliśmy o 11:30. Niecałe pół godziny później Trener zaczął nerwowo przetrząsać swój plecak w poszukiwaniu paszportu. Ten jednak odnalazł się po chwili i uspokojeni mogliśmy jechać dalej.

Na lotnisko dotarliśmy bardzo szybko, a hala odlotów była zadziwiająco pusta. Mogliśmy przystąpić do odprawy biletowej. Kiedy jednak położyliśmy walizy na wagę, okazało się, że bagaż jest znacznie cięższy, niż na to zezwala bilet, zaś za każdy jeden kilogram nadbagażu musielibyśmy dopłacić astronomiczną kwotę 180 złotych!


Trzeba więc było bagaż odchudzić, co nie obyło się bez przygód. Powyjmowane na wierzch tarcze treningowe, rękawice, skakanki i inne akcesoria przyciągnęły wiele ciekawskich spojrzeń. Kiedy jednak z jednej z toreb wysypała się odrobina suplementu w postaci żółtawego proszku, ludzie zaczęli łypać oczami z niepokojem. Cóż to za podejrzana substancja? Wkrótce było jednak po wszystkim i Trener spakowany w jedną dużą walizę otrzymał kartę wstępu na pokład samolotu.

Po krótkim odpoczynku w lotniskowej kawiarni nastąpiły pełne emocji chwile pożegnań i po chwili Trener zniknął za bramkami kontroli paszportowej, pozostając sam na sam z przygodą.

Nam zaś pozostaje trzymać kciuki i czekać na kolejne wieści z wyprawy! :-)