czwartek, 4 października 2007

Los Angeles - miasto aniołów

A oto pierwsze sprawozdanie Trenera po przeniesieniu się do USA! Ostatnie dni obfitowały w przygody i zwroty akcji. Czytajcie dalej...

Witam wszystkich serdecznie po kilkudniowej przerwie. Dotarłem szczęśliwie na miejsce i kolejny artykuł piszę już ze Stanów Zjednoczonych. Zanim jednak opowiem Wam o moich pierwszych wrażeniach, chciałbym podzielić się jeszcze kilkoma ciekawostkami z ostatnich dni w Tajlandii. Przed końcem mojego pobytu spotkało mnie jeszcze kilka niespodzianek. Jedną z nich było zaproszenie od moich przyjaciół z Australii do odwiedzenia Aquarium oraz parku tygrysów na wyspie Samui. Pobyt w tym miejscu był naprawdę ciekawy. Odbył się specjalny pokaz tresury egzotycznych ptaków i innych zwierząt, a na zakończenie miałem okazję spotkać się sam na sam w klatce z tygrysem! Zrobiło to na mnie duże wrażenie.
Natomiast w samym obozie WMC zostałem bardzo serdecznie pożegnany przez wszystkich instruktorów, a od jednego z nich dostałem medalion Buddy, którzy wszyscy tam noszą jako symbol swojej wiary – Buddyzmu. Ja również obdarowałem instruktorów koszulkami klubowymi, które zresztą od razu zaczęli nosić.
Odwiedziłem też z Kekiem tamtejszą świątynię, w której mnisi udzielili mi swojego błogosławieństwa prosząc o sukces mojej wyprawy i bezpieczny powrót. Ze względu na problem z nogą, musiałem przystopować trochę treningi, choć i tak starałem się brać w nich udział. Zostałem także serdecznie pożegnany w szkole Superpro na ostatnim treningu z zakresu MMA i BJJ z Fabiano i Mickym. Po wspólnym treningu i zdjęciach pożegnaliśmy się mając nadzieję na szybkie ponowne spotkanie, ale tym razem już w Polsce. Fabiano powiedział ze liczy na to, że stanie się to jak najszybciej.

Po powrocie zaczęło się już pakowanie. Ostatnie spojrzenie na Tajlandię i w niedzielę o godzinie 14.00 Alex zawiózł mnie na lotnisko, skąd odbyłem szybki lot do Bangkoku. Po 15 godzinach lotu w bardzo komfortowym samolocie, późnym wieczorem w niedzielę 30 września znalazłem się na lotnisku w Los Angeles w USA. Ciekawostką jest to, że zyskałem jeden dzień w życiu ze względu na przekroczenie linii zmiany daty na Pacyfiku. Kiedy u Was na przykład jest wtorek, 7.00 rano i zaczynacie nowy dzień, u mnie jest 22.00 i jeszcze poniedziałek. Pamiętajcie o tej zmianie czasowej, kiedy będziecie się chcieli ze mną skontaktować. Po odprawie paszportowej, która odbyła się bez żadnych przeszkód, wyszedłem z lotniska oczekując na przyjazd Pawła. Po niedługim oczekiwaniu Paweł przyjechał po mnie wraz ze swoim przyjacielem, który mieszka tu w Stanach wraz ze swoją żoną. Pierwszą noc spędziłem u nich ze względu na małe problemy z zakwaterowaniem, ale już na następny dzień udałem się do swojego mieszkania, które dla mnie wynajęła Fundacja.
Faktycznie, znalezienie miejsca dla Trenera na miesiąc w Los Angeles okazało się nie lada wyzwaniem. Większość ludzi nie chciało wynajmować mieszkania na tak krótko, niektórzy mieli bardzo specyficzne wymagania (np. niejedzenie mięsa w wegańskim domu!), albo po prostu żądało ceny, która znacząco wykraczała poza nasz budżet. Koniec końców dogadaliśmy się z miłą, choć lekko zakręconą instruktorką jogi i wynajęliśmy mieszkanie oddalone o dosłownie dwa kilometry od szkoły Inosanto, położone w spokojnej dzielnicy Mar Vista.
Ciekawostką jest to, że Piotr (przyjaciel Pawła) pracuje w branży filmowej jako specjalista od efektów specjalnych. Dowiedziałem się, że pracował między innymi nad filmem "Władca Pierścieni" i był współtwórcą sceny w pierwszej części, w której z płynącej fali rzeki wyłaniają się dzikie konie, pochłaniające Nazgule ścigające Frodo. Także już pierwszego dnia miałem kontakt z wielkim przemysłem filmowym Hollywood.

Następnego dnia odbyłem swoją pierwszą wyprawę po Los Angeles. Niebo jest tu przez cały rok bezchmurne i ciągle świeci słonce. Jest tu w tej chwili także jesień, co oznacza, że jest chłodniej niż zwykle, czyli od 25 do 30 stopni.

Najpierw udaliśmy się do mojego mieszkania, aby mnie zakwaterować. Wielką zaletą tego małego mieszkanka jest to, że jest położone bardzo blisko Akademii Inosanto, a także niedaleko od oceanu i plaży, gdzie są doskonałe warunki do biegania. Kolejnym etapem była właśnie plaża, na której kręcony był "Słoneczny Patrol". Gdy dotarliśmy na miejsce, ukazał się nam przepiękny widok. Ocean, plaża a w oddali góry, ponieważ miasto leży w dolinie, to i niesamowite słońce. Wszędzie widać ludzi uprawiających różne sporty lub żyjących po prostu w sposób aktywny. Do najbardziej popularnych zajęć należą jogging (tu wszyscy biegają). Deskorolki i rolki są na porządku dziennym i co kawałek można spotkać surferów. Trzeba przyznać, że to miejsce ma specyficzny klimat i atmosferę.
Po południu udaliśmy się do Akademii Dana Inosanto aby dopełnić wszelkich formalności, by móc jak najszybciej trenować. Po wypełnieniu wszelkich formularzy, na co w Stanach mocno zwraca się uwagę, obejrzeniu Akademii, która może nie jest tak duża jak sobie wyobrażałem, ale posiada także swój urok i atmosferę, dowiedzieliśmy się, że Dan Inosanto prowadzi 8 razy w tygodniu osobiście treningi, co było dla mnie wielką niespodzianką. Różnorodność zajęć jest ogromna. Jest Kickboxing, Thaiboxing, Mixed Martial Arts, Jujitsu, Shoot Wrestling, Jeet Kune Do – różne poziomy, Filipino Martial Arts, Majapahit-Silat, Savate, a także Stretching i specjalne zajęcia dla kobiet. Jeżeli chodzi o mnie to będę mógł chodzić na wszystkie zajęcia, które się odbywają w Akademii.
Treningi zazwyczaj zaczynają się o 17.00 i trwają do późnych godzin wieczornych. Niektóre zajęcia są też do południa. W pierwszym dniu przypatrywaliśmy się tylko oczekując na przyjście Guru Dana Inosanto. Punktualnie o 19.00 pojawił się na treningu z zakresu MMA. Przebrał się w swoim pomieszczeniu i wszedł na salę. Trening poprowadził w bardzo ciekawy sposób i ukazał mi już kilka ciekawostek, które będę chciał wykorzystać. Wszystkie treningi odbywają się przy muzyce, a Dan Inosanto dodatkowo wystukuje rytm dla uczestników podczas wykonywania kombinacji uderzeń i kopnięć na tarcze. Kiedy widzi błędy, podchodzi, poprawia i udziela odpowiednich wskazówek. Po zajęciach bardzo serdecznie się z nami pożegnał i udał się do domu. Jest to naprawdę niesamowite, że będę miał okazję tak często brać udział w zajęciach z Danem Inosanto i zdobywać nowe umiejętności i doświadczenia. Wszystko przede mną.

Niestety kolejny dzień zaczął się trochę niewesoło. Okazało się, że problem z moją nogą sam się nie rozwiąże i wylądowałem w specjalistycznej przychodni. Musiałem poddać się zabiegowi, wziąć nowy antybiotyk. Niestety przez najbliższe trzy, cztery dni nie będę mógł trenować. Dobrze, że nie dłużej. Oczywiście będę obserwował zajęcia i skupiał się na innej pracy, ale parę dni musze poczekać. Tajlandia dała się jednak trochę we znaki.
Muszę jednak przyznać, że opieka lekarska jest tu na bardzo wysokim poziomie, a podejście do pacjenta bardzo życzliwe i opiekuńcze. Nie był to przyjemny zabieg i dodatkowo na początku bardzo bolesny, ale mam nadzieje, że wszystko będzie w porządku. Bardzo dziękuje Pawłowi za pomoc w załatwieniu tych wszystkich formalności i zadbanie o to żeby wszystko było na najlepszej drodze.
Rzeczywiście, infekcja na nodze nie wyglądała najlepiej i był już najwyższy czas, aby zajął się nią lekarz. Operacja była naprawdę bardzo nieprzyjemna, ale Trener zniósł ją bardzo dzielnie. Było to konieczne, aby możliwe było jak najszybsze rozpoczęcie treningów w szkole Dana Inosanto.
Oczekujcie kolejnych relacji z moich treningów, przeżyć i wielu przygód, jakie mam nadziej mnie czekają, oby tylko pozytywnych. Zdradzę Wam, że niedługo będę leciał do Seattle na grób naszego mistrza Bruce’a Lee. Trzymajcie dalej kciuki, odwiedzajcie bloga, nie zapominajcie o treningach, i czekam na Wasz kontakt ze mną. Pozdrowienia!
Wyprawa to również ogromne koszty. Bardzo proszę wszystkich, którzy mogliby mi pomóc, o wsparcie finansowe. Jest to ważne, aby cel tej wyprawy spokojnie i bez przeszkód mógł zostać osiągnięty.
Zdjęcia z ostatnich dni w Tajlandii znajdziesz tutaj, a z rozpoczęcia pobytu w USA tutaj.

7 komentarzy:

Unknown pisze...

Powiem tak jak tak to czytam i oglądam to już dla samych widoków chciałoby się tam być a pomyśleć że za rogiem jest jeszcze szkoła Dana Inosanto i w sumie nieograniczony dostęp do tego co wszyscy kochamy czyli sztuki walki. Już na pierwszy rzut oka widać że to będzie zupełnie inne doświadczenie niż Tajlandia. No i ta plaża :):) i Pamela :)
Pozdrowienia od Asi i Przemka i oby noga szybko wyzdrowiała

Unknown pisze...

Miasto Aniołów, fascynujące.
Niech trener raz dwa leczy nogę i wraca szybko do dalszego trenowania. Życzę miłej przygody w Ameryce! Czekamy z niecierpliwością na sali.
Pozdrawiam
_/Paweł Markowiak

Unknown pisze...

Czytam i czytam, i gęba mi sie coraz bardziej uśmiecha, jak sobie wyobrażę, jak Trener pomyka po plaży miasta aniołów niczym David Hasselhoff...:D A podobieństwo jest niezaprzeczalne, jeśli wziąć pod uwagę jedno zdjęcie w pewnym kalendarzu...;]
Albo poczekamy chwilkę, żeby zobaczyć trenera w "Hobbicie", co go mają ponoć kręcić...
Mózg staje, jak człowiek pomyśli, ile tam może być do roboty. Proszę tylko o jedno - niech Trener nie lekceważy tego palucha. Z mojego punktu widzenia (możliwe, że inni się zgodzą) wolę Trenera mniej wytrenowanego, za to zdrowego, niż Mistrza-kalekę...
Proszę nas w miarę na bieżąco informować o swoich przygodach, kilka dni bez informacji daje się od razu odczuć.
Pozdrawiam naszego osobistego Roberta "MaxKolonko" Karpińskiego i życzę kolejnych niespodzianek, którymi nas Trener zbombarduje.
Piotr

ps. Proszę przywieźć jakieś panienki! :D

Artela pisze...

Bardzo cieszy mnie fakt, że dotarł Trener cało (i nie licząc nogi) zdrowo do Los Angeles. Nieustannie trzymam kciuki i już nie mogę się doczekać kiedy Trener wróci, by przekazać nam nowo nabytą wiedzę :) Proszę tylko, by Trener uważał na siebie, bo ja tak jak obiecałam oszczędzam kolano, chodzę do lekarza i w miarę możliwości je rehabilituję, by było sprawne, gdy Trener wróci :)
Z niecierpliwością też czekam na dalsze sprawozdania z wyprawy, oby było ich jak najwięcej :)
Pozdrawiam i życzę powodzenia! No i zdrowia ;)

Agnieszka M.

Unknown pisze...

Witam Trenera :)
Sam fakt że bedzie Trener trenowal z samym Danem Inosanto przyjacielem Bruce'a Lee jest czymś (pozytywnym) nie do opisania... Żadna kontuzja nie ma z Trenerem szans ! JEst Trener najlepszY !! Ale Piotrek dobrze powiedzial wolimy Trenera zdrowego niŻ bardziej wytrenowanego ... Wiec niech Trener na siebie uważa :) Pozdrawiam i czekam na następne wieści Paweł Wybór

Pava pisze...

Ciesze się, że Trener dotarł bez problemów do Los Angeles. Coś czuję, że będzie ciekawiej niż w Tajlandii (chociażby przez różnorodność tych wszystkich zajęć), choć wiem, że te dwa doświadczenia na pewno trudno porównać. A propos kalendarza, to jest tam jeszcze jedna karteczka (specjalnie dla Dan'a ;])

Zdrowie jest najważniejsze, więc musi Trener uważać na tego palca. A jak tam bark?? Mam nadzieję, że już nie dokucza ...

Unknown pisze...

Wyprawa wkroczyła w kolejny etap i mam nadzieję,że pomimo kontuzji będzie równie owocna, jak w Tajlandii. Powodzenia. Wojtek