piątek, 7 września 2007

Trening i jeszcze raz trening

A oto obiecane sprawozdanie Trenera:

Tak jak wspomniał Paweł, który był u mnie, trzeba przyznać że prawie 40 dni, które mam za sobą, dały mi się mocno we znaki. Intensywność treningów, sposób prowadzenia, atmosfera jaka panuje w obozie powodują, że każdy z nas daje nie 100% a 150% ciężkiej pracy, inaczej tu po prostu nie można. Po każdych zajęciach - czy to prywatnych, czy wspólnych ze wszystkimi uczestnikami obozu - z moich spodenek i koszulki można wykręcić litry potu. Kiedy nawet powstają drobne urazy podczas zajęć, to nie ma czasu na kontrolowanie tego, co się dzieje, ponieważ trzeba dokończyć trening. Dopiero gdy dotrę do pokoju, znajduję czas żeby się odświeżyć a następnie zająć kontuzjami i przygotować do następnych zajęć lub kolejnego dnia treningów.
Nie mogę jednak zapomnieć o najważniejszym. Trzeba przyznać - i to jest w tym wszystkim ogromnie pocieszające i dające satysfakcję - że z dnia na dzień moja kondycja, siła, szybkość, a przede wszystkim technika gwałtownie rośnie. Pomimo bardzo wysokich temperatur mój organizm staje się coraz bardziej wydolny i gotowy do wytężonej pracy. Niestety zaległe kontuzje i urazy dają się czasami mocno we znaki. Jakby nie patrzeć, zajmuję się tym wszystkim już od 15 lat, praktykując, trenując i ucząc sztuk walki. Jednak jest to tym bardziej motywujące kiedy moje ciało pokonuje kolejne przeszkody i bariery.
Ogromna różnorodność technik i rozwiązań jakie oferuje Muay Thai powoduje, że treningi (w szczególności te prywatne) są bardzo ciekawe i chce się z nich chłonąć jak najwięcej. Podczas takich zajęć poza typowym treningiem mam też czasami okazję posłuchać ciekawych historii dotyczących walk, w których brali udział instruktorzy. Jedna z nich szczególnie przypadła mi do gustu. Instruktor Naem podczas pojedynku wykonał piorunujące uderzenie łokciem, nokautując w ten sposób swojego przeciwnika. Uderzenie było tak silne, że pozbawiło oponenta dużej części uzębienia. Kiedy Naem po walce udał się z innymi na posiłek, ktoś nagle zwrócił mu uwagę, że coś chyba ma na łokciu. Naem spojrzał zaskoczony na swój łokieć i zaczął wydłubywać resztę zębów, które zostały po walce. Do dzisiaj pozostał mu ślad po uzębieniu rywala, z którym stoczył pojedynek. Niesamowite. Takich historii jest więcej - mam nadzieję, że w kolejnych wejściach jeszcze się nimi z Wami podzielę.
Muszę przyznać, że wcześniejsze przygotowanie techniczne, zdobyte podczas mojego udziału w kursie Instruktora Muay Thai w Polsce, było dobrym fundamentem dla treningów w Tajlandii. Tak na marginesie, na stronie Polskiego Zrzeszenia Muay Thai (PZMT) pod linkiem "Zrzeszenie" a następnie "Instruktorzy" jest do wglądu moja legitymacja instruktora Muay Thai z uprawnieniami państwowymi.

Niedługo po moim powrocie nasza szkoła będzie zrzeszona w PZMT, co otworzy nam drogę do zawodów krajowych i międzynarodowych oraz seminariów, a także nowych kontaktów i możliwości. Kolejny krok w rozwoju naszej szkoły.

Wracając do treningów, niektóre elementy są bardzo podobne do technik z Jun Fan JKD, dzięki czemu łatwiej mi było reagować na pewne ruchy i działania moich sparing partnerów. Zejścia z linii ataku, kopnięcia stopujące, niektóre zbicia, uderzenia i kopnięcia. Muay Thai jest jednak bardzo charakterystyczną sztuką walki, nastawioną na pełny kontakt i wykorzystującą specyficzne uderzenia, kopnięcia oraz bloki.

Jednym z takich elementów jest dynamiczne opuszczanie ręki podczas kopnięć. Wykonywanie zamachu nadaje kopnięciom niesamowitą siłę i szybkość. Druga ręka jednak pozostaje w gardzie i mimo wrażenia, że przeciwnik jest odsłonięty, nie ma możliwości trafienia go w tym momencie. Wręcz przeciwnie, odczuwa się wtedy naprawdę bardzo silne kopnięcie, chyba że w odpowiedniej chwili uda się je zablokować lub się uchylić (ang. "lean-back").

Tego typu kruczków jest naprawdę bardzo dużo, a rozwiązań, które można stosować podczas walki, jest tak wiele, że trzeba się uzbroić w cierpliwość, uczyć jak najwięcej, a później tę wiedzę szlifować, stosować i pogłębiać.

Muay Thai jest bardzo pragmatyczną sztuką walki, która, podobnie jak JKD, odrzuca to, co zbędne, a pozostawia tylko te techniki, które są przydatne i skuteczne podczas walki. Jednocześnie adept tych sztuk walk utrzymuje swoje ciało i umysł w doskonałej formie, gotowe do natychmiastowego działania.

Miałem okazję trenować i sparować z różnego rodzaju zawodnikami jak i specjalistami sztuk walki z całego świata, dzięki czemu moje doświadczenie i zakres wiedzy bardzo się poszerzyły. Otworzyło mi to oczy na różnorodność możliwych do wykonania technik.
Przede mną kolejne tygodnie. Mam nadzieję, że te krótkie chwile odpoczynku i rekonwalescencji, jakie zapewnił mi Paweł, pozwoliły mi zebrać siły do dalszej, jeszcze bardziej wytężonej pracy. Wierzę w to, że trzymacie kciuki i z niecierpliwością oczekujecie mojego powrotu. A będzie się działo!!! Nie mógłbym tu nie wspomnieć o Pawle, który trenował z wielką determinacją i zaangażowaniem, sam zresztą powiedział, że przez te dwa dni, w które ćwiczył, tak dużo zobaczył i doświadczył, że na pewno gdyby nie kontuzje, to nie odpuściłby żadnego treningu.

A co ja mam powiedzieć po tylu tygodniach? Cieszę się jednak, że przyjechał sprawdzić czy wszystko jest w porządku i dopilnować spraw formalnych związanych z wyprawą. To była też chwila oddechu od codziennego ciężkiego życia obozowego. Pamiętajcie aby odwiedzać i komentować blog jak najczęściej. Wiem też, że niedługo ruszają treningi i z pewnością odmeldujecie się z powrotem na sali. Pozdrawiam wszystkich!

Więcej zdjęć z treningów w obozie WMC można zobaczyć tutaj.

5 komentarzy:

Unknown pisze...

Bardzo nas wszystkich cieszy to, że wszystko idzie w dobrą stronę, z niecierpliwością czekam na powrót trenera. Marek Sieniweicz

Unknown pisze...

O_O'
Ta historia z zębami mnie zniszczyła... Wiedziałem, że to mocna sztuka walki, ale aż tak... szok.
(mam nadzieje że po Trenera powrocie nie będą tak wyglądać poniedziałki :D)
Oglądając jedno ze zdjęć (to z pompkami) przeżyłem chwilę grozy, przez moment wydawało mi się, że ten łysy w środku to mój tata! A ten pan, co wygląda jak pudzian, to kto?
Pozdrawiam

pablo pisze...

Ten łysy to nie Twój Tata, bo byłem tam, kiedy robiłem to zdjęcie i widziałem :-) Był to człowiek z Francji i przyjechał chyba tylko na jeden trening. A ten duży, co wygląda jak Pudzian (i zresztą o Pudzianie słyszał, a nawet potrafił dobrze wymówić jego nazwisko), to właśnie Johnny z Anglii, z którym sparował wcześniej Trener.

Unknown pisze...

Ciekawe jak szybko nasz trener
p.Johnego z knockout'ował :)
Pozdrawiam i trzymam kciuki za Trenera ...
PS życzę "cieżkich" treningów , ale bez kontuzji ;)
Paweł Wybór

Unknown pisze...

Witam :)
Historia z zębami jest naprawde porywająca ;) Będąc tam, można wiele zobaczyć, zasmakować nowych rzeczy. Ja Trenerowi z całego serca życzę korzystania ze wszystkiego pełną parą. Niech sie Trener tam 3ma :) Pozdrawiam- Ania Jaworzno =)